Nieczesane z Kioto
Świadectwa moich inspiracji sztuką i kulturą Dalekiego Wschodu można odnaleźć w twórczości, w sposobie pracy i poszukiwaniach bliskich myśleniu, które swoje źródła ma w buddyzmie indyjskim, chińskim i japońskim. Emocje, jakich doświadczyłam w zetknięciu z obcą, chociaż niespodziewanie bliską mi kulturą, zaowocowały po kilku latach między innymi serią grafik „Nieczesane z Kioto”.
W 1991 roku wysłałam jedną z dyplomowych prac na konkurs Międzynarodowego Triennale Grafiki w Osace. Po zdobyciu jednej z głównych nagród zostałam zaproszona do Osaki. Będąc na miejscu postanowiłam zwiedzić Japonię. W Kioto trafiłam do miejsc niedostępnych dla zwykłych turystów. Odwiedziłam wiele buddyjskich świątyń i shintoistycznych chramów, oswajając się w ich wnętrzach z odmiennością religijnego kultu i poetyką modlitewnych gestów. Największe wrażenie wywarł jednak na mnie kamienny ogród przy świątyni Ryoanji, uznawany za znakomity przykład sztuki zen. Miałam również szczęście obserwowania niezwykłego rytuału „czesania” żwirku. Każdego dnia jeden spośród mnichów mieszkających w świątyni Ryoanji, z precyzją i niemal taneczną harmonią ceremonialnego ruchu, żłobił grabiami nowy rysunek biegnących równolegle bruzd; wykreślając wokół omszałych kamieni koncentrycznie rozchodzące się kręgi.
Cykl moich prac „Nieczesane z Kioto” miał być kwintesencją prostoty pewnego układu kompozycyjnego z intrygującą strukturą i fakturą. Przez całe życie poszukuję kompozycji doskonałej. Fascynuje mnie również owa powtarzalność nie do powtórzenia – obecna w codziennym ceremoniale rozgrywającym się w ogrodzie Ryoanji. Ten problem zajął mnie dlatego, że w grafice właśnie niepowtarzalność, unikatowość interesowała mnie od zawsze w sposób szczególny. I jeżeli nawet odbijam tę samą grafikę (próba nakładu) to za każdym razem wprowadzam zmiany. Podobnie jak mnich, który codziennie powielając gesty nakazane rytuałem, tworzy każdorazowo nowy układ piasku i kamieni.